czwartek, 28 kwietnia 2016

Nie zgadzam się....

Całkiem niedawno...

Dziś...


Jeszcze parę lat i pojawi się książę...
Wniosek: 
"Wasze dziecko pewnego dnia wyrośnie z pieluch. Obiecuję. Pewnego dnia będzie już za duże na wasze kolana. Pewnego dnia nie będziecie musieli wyciągać go rano z łóżka. Pewnego dnia wejdziecie do jego pustego pokoju i będziecie skłonni oddać wszystko, aby TEN dzień wrócił. TEN DZISIEJSZY DZIEŃ- z całym jego chaosem, zmęczeniem i śmiechem.
Odpuszczajcie więc małe rzeczy. Przytulajcie wasze dziecko. Zostańcie z nim i pobawcie się trochę dłużej. Budujcie więź. Twórzcie wspomnienia. Piękne wspomnienia. Wspomnienia, do których będziecie wracać, gdy dzieci pójdą w świat..."
Wiem, pamiętam, staram się, nie zgadzam się....nie zgadzam się, że to tak szybko!

wtorek, 19 kwietnia 2016

Los Szczepana

Ideałem nie jestem.
Wiele zmieniłabym w swoich relacjach z czworonogami.
W wielu wypadkach cofnęłabym czas.
Mam wyrzuty sumienia. Tamtego dnia nie pomyślałam ...to, że wracałam wtedy z pogrzebu ojca, że byłam od kilku dni na prochach, nie ma znaczenia. Będzie mnie to prześladowało do końca życia.
I to, że nie było mnie, kiedy M. odchodził za Tęczowy Most, też.
I Dino.
I F. który zszedł na drugi plan kiedy urodziła się Zosia...
I mały kotek z dzieciństwa, którego zgubiłam na cmentarzu.
Ale obudzona znienacka nad ranem mogę  wciąż zmienić  śmierć w oczach w czułe słowa😊To zawsze i w każdej chwili😊
Nie jestem ideałem.
Nie jestem wolontariuszką w schronisku dla zwierząt. Angażuję się  tylko w miarę swoich skromnych możliwości.
 Wyślę czasami drobną kwotę, kupię cos na bazarku, pomogę, nakarmię, zawiozę stare koce i poduszki, nie przejdę obojętnie - to wszystko.
Tak naprawdę - nic.
Są ludzie, którzy swoje życie podporządkowali zwierzętom.
"Swojego" życia właściwie nie mają.
"Normalni" w najlepszym wypadku pukają się w czoło, częściej rzucają im pod nogi kłody, które trudno dźwigać.

A " nienormalni" przygarniają porzuconych,karmią głodnych, odwiązują przywiązanych, wiozą na sygnale "niechcący" przejechanych...czasami tylko staną bezradnie, bo psu dla zabawy obcięto dwie łapy, innemu ktoś wydłubał oczy a trzeciego ktoś podpalił żywcem.I tego już ogarnąć nie sposób. W chwili, kiedy to piszę, "Zetka" podaje dramatyczny apel; 900 udokumentowanych przypadków okrutnego znęcania się nad zwierzętami , tyluż sprawców pozostaje bezkarnych lub ukaranych tak, ze śmiech na sali...w takich momentach z całego serca żałuję, że będąc o krok od zawodu sędziego, jednak nim nie zostałam.

I tylko gdyby ksiądz z ambony pogroził  palcem, powiedział maluczkim, że czeka ich piekło i szatany to może by pomogło... Ale KK ma w pogardzie braci mniejszych, a światłych, mądrych księży coraz mniej, niestety.
W. zbiera ode mnie cięgi za wszystkich  swoich kolegów w koloratkach...

Ten post urodził się z żalu i bezsilności.
Z morza łez wylanych nad losem Szczepana, który po 13 latach spędzonych w schronisku, stary i schorowany, miał pojechać do swojego pierwszego w życiu DOMU.
Nie dojechał.
Takich Szczepanów jest wielu.

czwartek, 14 kwietnia 2016

Prezent

Tak ni z gruszki ni z pietruszki coś dla Ori z Domu Tymianka. Może tu zajrzy☺ Źródło: Kuchnia Warszawska, rok wydania: 1961

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Wakacje

Codziennie rano słyszę:
-Mamoooooo!!!! Ja nie chcę do szkoły!!!! Kiedy będą wakacje????!!!!
 Wakacje...z czasów, kiedy miałam tylko trochę mniej lat niż moje jęczące co rano dziecko.
 Jeszcze nie musiałam jeździć na kolonie.
Jeszcze mama i tata nie mieli żadnych wad.
I nauczyłam się pływać.
I słońce świeciło przez trzy tygodnie...
I "mazur pszczół w złotych sierpnia pokojach"...a dalej powinno być:  -" wczoraj chustkę znalazłam w trzcinach...od włosów...czy to nie moja?"
Tamte wakacje...szkoda, że już na nie nie czekam.
Ale kiedyś jeszcze do nich wrócę.

wtorek, 5 kwietnia 2016

Pani Reniu...

Już drugi dzień jest tak ciepło,że aż serce rośnie.  I kwiatki, które Pani sadziła w naszym ogródku, też rosną. Dziś zobaczyłam pierwszą prymulkę czy pierwiosnka...taki fioletowy...wstyd mi, że nie pamiętam. Halinki wychodzą z ziemi...te, które kwitną w okolicach 1 lipca. A pamięta Pani, jak przesadzalismy bzy? Rosły u Pani za płotem, Mich woził taczkami...już takie duże są!
 I Zosia taka duża...a niedawno siedziała w budzie u Bąbla... ze trzy lata miała, gdzieś zdjęcia są.
Zastanawiam się  czasami, czy Bąbel jeszcze żyje?
I czy papierówki obrodzą w tym roku jak w tamtym lipcu...
Acha, grzybów już ze dwa lata nie było. Nawet w naszych miejscach.
Teraz w Pani domu za lasem słychać gwar i śmiech dzieci. Tak naprawdę to nie wiem, kto tam mieszka, ale chyba nie miałaby Pani nic przeciwko, bo przecież lubiła Pani dzieci.
Ptaki tak pięknie  śpiewają...i trzeba się cieszyć tą pierwszą wiosną, wiem, pamiętam, bo tak szybko mija, a z sierpniem to juz właściwie po lecie jest. Tak zawsze Pani mówiła a ja zaprzeczałam, bo lubię sierpień.
Do rzeki często chodzimy na spacery z psami, ale przejścia na drugą stronę nie ma.
Drogę asfaltową do domu ze trzy lata juz będzie jak mamy...
U Wojtka znowu małe koty są. Takie czarno-białe jak nasza Mysza. A Myszeńki już z nami nie ma, Pani Reniu... dwa lata w Wigilię minęło.
A, i szopy-tej, gdzie wszystkie koty ze wsi harcowały- też juz nie ma.
No i tak to się  plecie...wiosna, lato, potem szybko jesień i  znowu zima. Boże Narodzenie jak zwykle bez śniegu...nie lubię tak.
Brakuje mi Pani o każdej porze roku.